rozmowa z Heleną Walkowicz
Marlena Tarasewicz: Czy sztuka i malarstwo to Pani życiowe pasje?
Helena Walkowicz: Myślę, że tak. Tylko, że przy czwórce dzieci, przy tym wszystkim, co jest do zrobienia… W początkowej fazie w Hiszpanii, w walce o byt, ta właśnie proza życia jakby zabija w człowieku twórczość…
Ta codzienność?
Tak, właśnie ta codzienność… By móc się tak naprawdę zająć malowaniem, trzeba odłożyć inne zajęcia. Jeżeli już ustawiło się to wszystko, że mamy gdzie mieszkać, jakąś tam pracę, dzieci podrosły, “podeszły w górę”, wtedy jest czas na to, aby zająć się malowaniem. Brakuje mi prawdziwej pracowni, aby się rozwijać, ale myślę, że niedługo będzie lepiej.
Co sprawiło, że zaczęła Pani naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Tarnowie?
Myślę, że od zawsze byłam taka romantyczna dusza. Zajmowałam się nie tylko malarstwem, ale i śpiewem. Interesowałam się wszelkimi sztukami.
Taka artystyczna dusza?
No właśnie. I to wszystko spowodowało, że szukałam tego mojego miejsca.
Czy szkoła wpłynęła na Pani życiowe wybory, w jakiś sposób ukształtowała?
Szkoła? Tak. Myślę, że bardzo, w bardzo wielu kierunkach. Sądzę, iż gdybym nie była w tamtym środowisku, nie spoglądała na świat poprzez pryzmat tworzenia, to prawdopodobnie nigdy bym, np. nie pisała wierszy, albo nie śpiewała piosenek Starego Dobrego Małżeństwa, albo jeszcze coś innego… Myślę, potrzeba rozwoju jest zaszczepiana w początkowej fazie naszego życia. Mam na myśli przykład rodziców, rodzeństwa, dobrych nauczycieli i przede wszystkim szkoły. Jest to fundament, na którym budujemy całe nasze życie.
Czy Hiszpania wpłynęła na Pani styl?
Tak. Przede wszystkim moje ostatnie prace, które malowałam, pejzaże (w tym z konkursów szybkiego malowania). Myślę, że wgląd w taką hiszpańską twórczość od podstaw i przebywanie wśród innych malarzy daje mi nowe pomysły. Na takich plenerach zrozumiałam, że Polacy widzą inaczej Hiszpanię niż Hiszpanie widzą swój kraj… Dla mnie Hiszpania to kraj mocnego słońca i światła. Tu barwy są tak soczyste i mocne, a niektórzy hiszpańscy malarze widzą niekiedy czarne i ciemne kolory. Czasami zdumiewa mnie to ich malowanie. Zależy też, wiadomo, od artysty…
Ten obraz przypomina mi trochę Cezanna. Kolory sa trochę inne, ale styl malowania… Ten obraz z szybkiego malowania w Villalba trochę mi go przypomina. Czy on jest Pani najbliższy?
Ja myślę, że tak. Bardzo lubię kolory Cezanna, ale sposób malowania jest całkowicie mój. Nie pokazałam tutaj niektórych rzeczy, na które nie ma tutaj miejsca ani atmosfery, np. ikon, które są powieleniem innej ikony. One są w kolorach, które dają ukojenie dla mojego ciała i mojej duszy. To jest tak niesamowite: to ciepło, które emanuje z tych ikon, (które czasami udaje mi się uchwycić) i to światło, kolory, które są przepiękne. Lubię wszystkie kolory. Często zmieniam sposób malowania poszukując doskonałości w “dotykaniu pędzlem”. Ale Cezanna? Tak, lubię Cezanna!
Nm50p1
Jak już wcześniej Pani wspomniała, jest Pani duszą artystyczną…
Może nie wszyscy tak mnie widzą… W stosunku do moich bliskich jestem wymagająca. Zawsze uważałam, że dzieci trzeba wychować a nie chować. Wobec przyjaciół staram się być lojalna i tolerancyjna. Natomiast moje życie jest za szybkie, nie jest wyciszone. Potrzebuję ciszy i oddechu, aby tworzyć. Dlatego zdecydowałam, że sobota albo niedziela jest dla mnie. Wyjeżdżam. Maluję. Wtedy reszta rodziny niech robi, co chce. Ja odpoczywam przy malowaniu.
A kto jest odbiorcą Pani sztuki?
Myślę, że najpierw moja rodzina. Tak. Oni też mnie motywują do wysiłku. Myślę, też, że Polacy, którzy tu są, ale oni oczekują może czegoś innego. Ja próbowałam, np. malować kwiaty, które są nie tyle pod publiczkę, co są takie ciepłe, do takich nowoczesnych wnętrz, które można by wziąć do swego domu. Nie przepadam za kopiowaniem natury. W dzisiejszych czasach służą do tego zdjęcia. Poprzez malowanie przekazuję moje własne widzenie świata. Ale czy ja wiem? To zależy chyba od spojrzenia każdego człowieka, który stoi przed obrazem. Czy mu to się podoba czy nie. Nikomu nie można powiedzieć: “Ty odebrałeś to dobrze czy źle”. To jest jego własny wybór jak to odbiera.
Tulipany przy oknie
Tak jak każdy czuje…?
Tak. Także droga do rozwoju jest zawsze. Szukam nowych nurtów, prądów, zawsze czegoś nowego. Mam ostatnio pomysły na nowe rzeczy, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie…
Co jest siłą Pani malarstwa?
Myślę, że brakuje mi jeszcze światła i mocnego kontrastu, właśnie takiego, który widzi się w hiszpańskim świetle. Tak, tego mi brakuje. Co jest siłą? Wydaje mi się, że kolor. Tylko nie w każdym obrazie o to mi chodziło, żeby przede wszystkim był kolor. Czasem forma i kompozycja jest od niego ważniejsza. Myślę, że kolor to jeden z ważniejszych elementów w moim malowaniu.
Gdzie będzie można zobaczyć Pani prace?
W niedługim czasie, prawdopodobnie w Museo de Ferrocarril, tam gdzie Bogna. Jeżeli uda mi się uzyskać miejsce, bo trzeba tam trochę poczekać. A później? Nie wiem, może coś nowego, ktoś nam da nowe propozycje. Teraz miałam propozycję w Guadalajara do wystawienia w ciekawym miejscu, ale też nie wiem czy na pewno coś z tego wyjdzie.
Jakie rady dałaby Pani ludziom, którzy chcą malować, albo chcą być artystami?
Malować, malować, malować, bo wtedy wyrabia się ręka, warsztat i to coś, co ciągle daje ci nowe pomysły. Pokazywać to, co się zrobiło, nawet, gdy nie zawsze się udało i wyciągać wnioski. Poszukiwać własnego sposobu wyrazu i… Do przodu. Najważniejsze, aby malować dążąc do doskonałości.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Ja też.
Dodaj komentarz